To mogło być normalne popołudnie. Mogło – gdyby nie odezwały się syreny…
10 lipca 2020 około godziny 18:00…
Chwilę wcześniej nic nie wskazywało katastrofy. Owszem, zerwał się gwałtowny wiatr, ale to częste nad morzem, owszem – lunęło deszczem, ale to też nic nienormalnego. Nawet syreny wyją u nas dość często… Gdyby nie fakt, że w ślad za syrenami rozbrzmiały coraz wyraźniej słyszalne sygnały karetek, straży pożarnej i policji, mogłoby się wydawać że nic się nie wydarzyło.
Wyszłam na taras, na polu poruszenie, pracownicy wsiadają do aut, na rowery, biegną – wszyscy w kierunku Grajkowa. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam: trąba powietrzna.
Pierwszy z domu wybiegł mąż, ja ruszyłam w ślad za nim. Pamiętam jak biegłam po rower i z całych sił pedałowałam żeby jak najszybciej dostać się na miejsce katastrofy, a w głowie pobrzmiewało mi tylko: Boże, byle nie było ofiar, byle nie było ofiar. Na trasie spotkałam recepcjonistkę z Brzóz, która wyprowadzając ludzi zgubiła w błocie buty. Nie było czasu na zadbanie o siebie – trzeba było ratować innych.
W dół Grajkowa ruszyli ludzie z pomocą, w górę – ranni, którzy o własnych siłach byli w stanie opuścić miejsce katastrofy. Nie minęło 5 minut od przejścia trąby, a już sanitariusze opatrywali rannych, strażacy przeszukiwali ruiny, policjanci zabezpieczali teren. Pracownicy brzóz i mieszkańcy najbliżej położonych domków miejsce po miejscu przeczesywali to co pozostało z holenderek. Tam przecież mogą być ranni! Na miejscu pracowało 11 zastępów straży pożarnej, policjanci z Ustronie i Kołobrzegu, sanitariusze i lekarze. W sumie grubo ponad 100 osób. Doceniamy szybkość i profesjonalizm działania naszych służb. Dziękujemy!!!
Zszokowani mieszkańcy zniszczonych holenderek, cali we krwi, próbowali zrozumieć co się stało, gdzie są ich domy. Matki szukały dzieci, ojcowie przewracali ruiny w poszukiwaniu członków rodzin. Miały minąć jeszcze długie minuty zanim okazało się, że w ruinach nikogo już nie ma i co najważniejsze – że nikt nie zginął.
Nie zapomnę strachu i szoku, nie tylko mojego – wszystkich ludzi tam obecnych. W miejscu gdzie jeszcze chwilę wcześniej stały piękne, okazałe, zadbane domki holenderskie, zostały tylko ruiny. To niewiarygodne, jak szybko i brutalnie można stracić dorobek całego życia. Kilka domków zamieniło się w starty drzazg, kilka całkiem zniknęło. Ale jak to zniknęło? – zapytacie. Właśnie tak niszczycielsko potrafi zadziałać natura. Trąba porwała domki i obróciła je w pył. Jednego do tej pory nie odnaleziono… Przybyli na miejsce następnego dnia agenci ubezpieczeniowi chcieli szacować straty, ale jak oszacować uszczerbek na czymś, co przestało istnieć, co po prostu wyparowało pozostawiając tylko skręcone rury i bloczki fundamentowe?
Takie sytuacje pokazują, że naprawdę jesteśmy rodziną. Mieszkańcy Grajkowa i Brzóz z pracownikami na czele, pomagali jak mogli i przeczesując ruiny, i organizując noclegi, i zawiadując ruchem, i rozdając wodę. Dość trudne i frustrujące było powstrzymywanie rządnych sensacji ludzi przed wejściem na teren katastrofy. Nie wiem skąd tendencja do napawania się widokiem cudzej tragedii… Dość szybko na miejscu zdarzenia pojawiły się też media, którym przybyła na miejsce pani wójt udzielała wywiadów deklarując pomoc osobom poszkodowanym w tragedii. Wydawało się wtedy, że jakoś wyjdziemy razem z tej sytuacji, że jeszcze uda nam się zaprowadzić normalność na Grajkowie, że tu, wtedy, nie skończyło się życie poszkodowanych Grajkowiczów. Przecież najważniejsze że wszyscy przeżyli!
Światła kamer zgasły, a my zostaliśmy z tym wszystkim sami. Mimo pism z prośbą o pomoc nie pomógł nam ani premier, ani wojewoda, ani starosta, ani nawet nasza pani wójt. Media dostały kolejne, świeższe i może bardziej przejmujące tematy, zapominając o tym, że na dole Grajkowa wiele osób cudem uszło z życiem w starciu z żywiołem. Zostały ruiny, zostali ludzie próbujący uratować z tej masakry cokolwiek co stanowiło dla nich wartość: nie tylko tą finansową, ale również sentymentalną.
Ale my nie zapomnimy, zrobimy wszystko aby pomóc tym, którzy stracili w tej katastrofie sporą część życia. Nie mamy wielkich możliwość dlatego prosimy Was o pomoc!!!
Prowadzona przez nas Fundacja Mikołajek Nadmorski organizuje mecz charytatywny, podczas którego zbierać będziemy datki na rzecz poszkodowanych podczas ustrońskiej trąby powietrznej.
Każda uzbierana złotówka zostanie przekazana poszkodowanym rodzinom proporcjonalnie do poniesionych strat, dlatego Wasza pomoc jest tak ważna.
Charytatywny Mecz o Puchar Prezesa wraz z imprezami towarzyszącymi rozpocznie się o godzinie 18 w sobotę 15 sierpnia 2020 na Campingu**** Pod Brzozami. Mecz ten to kolejna odsłona corocznych zmagań o Puchar Prezesa pomiędzy pracownikami Campingu Pod Brzozami a ratownikami WOPR z ustrońskich plaż. Podczas meczu wystawiona zostanie puszka do której będziemy zbierać pieniądze dla poszkodowanych.
Przed meczem charytatywnym odbędzie się koncert Orkiestry Dętej „Morka” z Gminnego Ośrodka Kultury w Ustroniu Morskim. Po meczu przenosimy się do Restauracji GórBar na koncert naszych przyjaciół Agaty Jagodzińskiej i Krisa Forbota.
Nie rozpaczamy, nie narzekamy – po prostu sami bierzemy się za pomoc ponieważ Ustronie Morskie to wyjątkowe miejsce pełne wyjątkowych ludzi.
Olga Grajek – Górecka
Bardzo konkretnie to Pani przedstawila